Ciemne strony adopcyjnego „biznesu” – potencjalni adoptujący…

Często docierają do moich uszu w realu lub do oczu na FB skargi ludzi chętnych na adopcję:
bo Pani była niemiła, bo chciałem/am dać dom pieskowi, ale ONI mają wymagania, bo nikt nie będzie mi w życie z buciorami wchodził i kontrolował mnie, jak radzę sobie z psem, bo wydziwiają, ankietę chcą, do domu przyjadą i jeszcze mam zdjęcia wysyłać, bo ja mam doświadczenie i wiem jak sobie z psem radzić, co mi tu jakaś jedna i druga będzie złote rady sprzedawać, bo przecież każdy labrador ( wstaw co chcesz – golden, jamnik, kundel) nadaje się „do dzieci” a oni mówią, że nie, bo po co psu spacery, skoro mam duży teren, bo ja miałem/miałam takiego psa i wiem jak z nim postępować, a ONI nie chcą dać…

Bo co im przeszkadza, że oddałem / am poprzedniego psa, przecież sikał po domu… Każdy by oddał. Bo ja przecież chciałem pomóc i dać dom pieskowi, na pewno byłby wdzięczny, a ONI mi nie chcą dać.
Czego oni szukają? „ Złotych klamek” ? Pies w łóżku ma niby spać, jeść nie wiadomo co i może jeszcze behawiorystę mam wołać, jak się problem pojawi?
Bo każą kastrować – po co to komu, okaleczanie psa, przecież ja dopilnuję,
bo nie dowiozą i po psa przyjechać każą, a przecież powinni być wdzięczni, że go w ogóle chcę,
bo nie dadzą mi psa, jak ma być prezentem dla żony/ mamy/ taty (wstaw co chcesz)…

Itepe itede….

Może ktoś przeczyta ten tekst i „dozna” refleksji…

Pomaganie bezdomnym psom – ot, fanaberia. Bardzo kosztowna – wkładamy w to kasę, serce, czas, nerwy i każdy, kto to robi, może dopisać coś jeszcze.
Procedury adopcyjne nie są naszym „widzi mi się”. Są efektem lat doświadczeń, rozczarowań, niespodzianek, zwycięstw… Nie tylko naszych – przede wszystkim psich.
Znamy psy, którym szukamy domów. Wiemy, gdzie mogą zamieszkać, gdzie nie. Wiemy, czego im trzeba – oczywiście z marginesem błędu.
I chyba nic dziwnego w tym, że nie chcemy oddać psa, cudem wyrwanego z łańcucha, lękliwego, wycofanego – takiego, w którego włożyło się mnóstwo pracy, serca i niestety kasy – do pierwszego, lepszego domu, który zadzwonił i nie pyta o nic, tylko mówi, że chce tego psa, bo ma takie śliczne niebieskie oczy / brązowe futerko / kosmate łapki. A pies niech mieszka w budzie, bez większego kontaktu z ludźmi, poza podaniem miski.
Żeby wszystko było jasne – nie każdy pies musi spać na piernatach, jeść nie wiadomo co. To nie nasze standardy. Powyższe przykłady niezadowolenia „klientów”, to tylko przykłady.
Każdy pies musi trafić do ludzi, którzy będą sobie w stanie z nim poradzić.
Jeden pies będzie świetnie czuł się z 4 dzieci w domu, inny pies, upatrzony akurat przez daną rodzinę z 4 dzieci, zabije się o własne łapy, kiedy dzieci zaczną się bawić/ podchodzić do niego/ biegać.
Jeden pies świetnie odnajdzie się w bloku, będzie zadowolony, szczęśliwy, poznając nowych osiedlowych kolegów, jeżdżąc tramwajem i mijając na ulicy steki obcych. Inny pies wpadnie w histerię, będzie wykazywał zachowania agresywne. My to wiemy, Wy nie, więc zaufajcie nam… Jeśli nie chcemy wydać Wam danego psa, proponujemy innego – oznacza to, że wg nas nie pasujecie do siebie, macie za mało doświadczenia, nie macie warunków, nie dacie sobie rady z tym właśnie psem. Ale z tym innym, proponowanym przez nas – być może stworzycie świetną rodzinę.
Jeśli w ogóle nie chcemy Wam dać psa – najprościej i czarno na białym – nie zaufamy Wam, nie uważamy, że będziecie dobrym domem. Mamy do tego prawo. Nikt nie jest na nikogo skazany. Wydając psy do adopcji, zastrzegamy sobie prawo do wyboru najlepszego domu. Nie zawsze Wy będziecie tym domem… Czasami pies jest 1, a rodzin chętnych (bardzo fajnych rodzin) np. 5. Psa nie sklonujemy. Będzie 1 zadowolona rodzina i 4 rozczarowane – cóż, życie. Dla nas ważne jest to, że pies trafił najlepiej jak mógł.
Oczywiście, jesteśmy ludźmi, mamy prawo popełniać błędy.
Nie myli się ten, co nic nie robi.
Żeby ktoś źle nie zrozumiał zdania o piernatach – niektóre psy świetnie odnajdują się mieszkając na zewnątrz. Są psy, które nie nadają się do domu czy do mieszkania. Jednak każdy pies, zasługuje na to, aby dostał najlepszą szansę, jaką możemy mu dać. Na to, aby mógł cieszyć się nowymi zapachami na spacerach, mimo że później wróci do kojca – być może swojego azylu. Na to, aby móc spać pod kocykiem, wtulony w rękę ukochanej opiekunki. Na to, aby móc sprawdzać się jako pies sportowy. Nie szufladkujemy psów, ani ludzi.
Ile psów – tyle charakterów. Każda rasa czy typ psa predysponowany jest do czegoś innego. Warto jednak pamiętać przed zaszufladkowaniem, że każdy pies to odrębna istota. Są husky, które leżą cały dzień na kanapie i są buldogi, które cały dzień chcą być aktywne i zajęte, i przejdą dziennie więcej ścieżek, niż husky, który wg niektórych musi mieć 20 km biegu codziennie.
Nie dziwcie się, że kiedy po raz enty dzwoni nam telefon o młodego, adopcyjnego psa – osoba, która nie zadała sobie nawet trudu, aby przeczytać ogłoszenie i pyta „po ile ten pies”, „gdzie odbiór” itp. , dostajemy jeża i jesteśmy niemili.
Szanujcie nasz i swój czas. My kochamy to, co robimy – kochamy psy.
I wiemy jak im pomagać.
Nie będziemy klękać i dziękować każdej osobie, która chce przygarnąć psa – często gra jest niewarta świeczki.
Kastrujemy po to, aby nie mnożyć bezdomności. Sprawdzamy warunki po to, aby mieć pewność, że pies trafi do odpowiedzialnych ludzi. Nie damy psa lękowego do domu z małymi dziećmi, bo wiemy, że grozi to ugryzieniem. Nie damy psa z domu do budy, bo wiemy, że będzie cierpiał. Nie damy psa kochającego mieszkać na zewnątrz do bloku, bo wiemy, że i on, i opiekunowie będą nieszczęśliwi.
I nie lubimy słowa „ właściciel”. Wolimy „opiekun”. Pies nie jest rzeczą…


Kasia Sułkowska